Hermiona była bardzo zszokowana. Nie potrafiła złapać oddechu. Wodospady łez spływały po jej twarzy, która jeszcze kwadrans temu, była uśmiechnięta i radosna. Wiedziała, że Malfoy to nieobliczalny kretyn, ale nie spodziewała się, takiego obrotu akcji. Za wszelką cenę nie mogła się uspokoić. W głowie miała jeden, wielki chaos. Z sekundy na sekundę, przestawała wierzyć w milutkich rodziców Malfoy'a. Bała się. Jeśli tak będzie wyglądał najbliższy rok, wykończy się. Może ta chora rodzinka knuje spisek przeciwko niej. Strach zaczął mieszać się z niesmakiem i niechęcią. W głowie Hermiony stworzyła się mieszanka wybuchowa. Zaczęła patrzeć w jeden punkt za oknem. Za wszelką cenę chciała przezwyciężyć łzy. Niestety nie wychodziło jej to.
/*/*/*
Rozwścieczony Draco cisnął wazonem na podłogę, który rozpadł w drobny pył. Czy jego rodzice coś kombinują? Granger strasznie go zdenerwowała. Jeszcze w takiej chwili go okłamała. To była gruba przesada. Drugi września stał się najbardziej emocjonalnym dniem w jego życiu. Chłopak zacisnął pięści i wyszedł z Pokoju Wspólnego. Postanowił udać do do rodziców. Chciał się wszystkiego dowiedzieć i mieć wreszcie święty spokój. Być może zaakceptowałby pracę rodziców, jeśli nie mieliby przed nim sekretów. Wszystkie postacie z obrazów, które mijał po drodze, dziwnie na niego patrzyły i plotkowały o nim. Ich ciekawość była czasami nieobliczalna. Zawsze o wszystkim wiedzieli. Naburmuszony Ślizgon na początku roku szkolnego, to dla nich sensacja. Widać było pioruny w jego niebieskich oczach. Miał ogromne szczęście, ponieważ gdy dotarł pod salon, jego oczom ukazała się Narcyza. Wracała z Pokoju Nauczycielskiego. Zakończyła już zajęcia. Był to dla niej bardzo pracowity dzień. Jej szczęście było spowodowane uwagą uczniów, którzy niezwykle skupili się na zajęciach OPCM.
- Draco! Co ty tutaj robisz?- zapytała z uśmiechem na ustach. Podeszła bliżej syna, aby go przytulić. Ten jednak odsunął się z niechęcią. Kobieta bardzo się zdziwiła. Uśmiech się ulotnił. On się tak nie zachowywał. Od zakończenia wojny, opiekował się nią jak nigdy wcześniej. Gdy Lucjusz był na przesłuchaniach, towarzyszył i wspierał matkę. Malfoy'owie spodziewali się takiej reakcji pierworodnego. Doskonale wiedzieli, że będzie zły i obrażony. Jeden gest, jeden, jedyny gest, zmienił nastawienie Narcyzy.
- Muszę z wami porozmawiać- burknął pod nosem. Przełknęła nerwowo ślinę. Ten być może nieprzyjemny dialog, musiał się kiedyś odbyć. Kobieta pokręciła głową, po czym weszli do salonu. Był on urządzony w stylu klasycznym. Połączenie komfortu, przepychu i rozmachu było dla Malfoy'ów idealne. Salon był przestronny i na pierwszy rzut oka, oszałamiający. Jak na arystokrację przystało, wszystko było najlepszej jakości. Mahoniowe meble, idealnie komponowały się z zielonym kolorem ścian. Na jednej z szafek było pełno bibelotów, kiczowatych ozdóbek i zdjęć w ramkach. Większość z nich, przedstawiała małego Dracona. Młody Malfoy od razu usiadł na kanapę, nie zważając na ojca, drzemiącego na drugiej z nich. Lucjusz obudził się. Przez chwilę nie wiedział co się dzieje. Zasnął przy Proroku Codziennym, który leżał na podłodze. Jego małżonka usiadła obok niego. Dyrektor Hogwartu chciał już otworzyć usta, aby coś powiedzieć, ale uprzedził go syn.
- Co jest tutaj grane?!- warknął i zacisnął pięści.- Dlaczego ja nic nie wiedziałem?
/*/*/*
Hermiona zasnęła. Śnił się jej las. Szła cały czas prosto, tak jakby miała konkretny cel. Delikatny śpiew ptaków był cudowny. Wokół panował spokój i harmonia. W ułamku sekundy, ze słodkiego snu obudził ją stukot do drzwi. Piękne chwile zniknęły, a na jej twarzy pojawił się grymas. Mogła delektować się tym lasem przez wieki. Nagle wszystko wróciło do rzeczywistości. Przypomniała sobie o kłótni z Malfoy'em. Okropnie się przeraziła, że to znowu on. Ogarnął ją wielki strach. Ciarki przeszły po jej plecach. Długo myślała nad jakimś sensownym ruchem.
- Kto tam?- zapytała, po czym przetarła piąstkami oczy. Nie chciała nawet sobie wyobrażać, jak katastrofalnie teraz wygląda.
- To ja -rozpoznała głos Rona. Odetchnęła z ulgą. Przerażenie zniknęło. Uspokoiła się. Sięgnęła po różdżkę i odblokowała drzwi.
- Wejdź- powiedziała. Gdy drzwi się otworzyły, ujrzała Weasley'a z bukietem czerwonych tulipanów - jej ulubionych kwiatów. Uśmiechnęła się promiennie. Czyżby zrozumiał swój błąd? Radość panowała w każdym zakamarku sypialni. W przeciwieństwie do Granger, Ronald był niezwykle zdenerwowany. Ręce miał spocone. Nigdy w życiu nie był w takim stanie. Zaczęło brakować mu przyjaciółki. Nie chodziło tu o same prace domowe, których wkrótce będzie ogrom. Zerwał z Lavender, ponieważ obrażała Hermionę. Nie mógł już znieść ciągłego plotkowania i opowieści o wróżbiarstwie. Szybko znalazł pocieszenie u Katie Bell. Dostał hasło do Pokoju Wspólnego Prefektów Naczelnych od Luny. W końcu Pomyluna się do czegoś przydała.
- Hermiono, chciałbym cię przeprosić za moje zachowanie- popatrzył jej prosto w oczy. Hermiona była w tej chwili bardzo szczęśliwa. Po jej ciele przeszedł miły dreszczyk. Zapomniała o wszystkich smutnych chwilach. Musiała przyznać, że lato w towarzystwie Wiewiórki było fajne. Kilka razy prosiła Rona, żeby wybrali się gdzieś. Zawsze mówił, że nie ma czasu. Może teraz nadrobią stracony czas. Przyjęła od niego bukiet, a następnie przytuliła się do niego.
- Przyjaciele?- zapytała uwalniając się z uścisku.
- Przyjaciele- chłopak domyślił się, że nie ma nawet liczyć na coś więcej. Przecież Granger nie była naiwna. Teraz był szczęśliwy z Katie. Nie obawiał się, że Bell może być zazdrosna. Znał Hermionę tyle lat. Przeżywli wiele wspaniałych i niebezpiecznych przygód. Nie mogli przecież stracić tak misternie zbudowanej przyjaźni. Usiedli razem na łóżku.
- Fajnie tu mieszkasz- pochwalił pokój. On dzielił dormitorium z Harry'm. Nie przeszkadzało mu to, lecz jak każdy nastoletni uczeń, chciał mieć kąt tylko i wyłącznie dla siebie.
- Dziękuję- uśmiechnęła się ponownie. Była zadowolona, że nie jest już w konflikcie z Ron'em. Brakowało mu jego głupich tekstów i nie znikającego z twarzy uśmiechu. Było jej szkoda, że w wakacje nie zrozumiał wszystkiego. Nie było już niczego do rozpamiętywania. Grunt w tym, że jest teraz dobrze.
- Skąd znałeś hasło?- zapytała.
- To pozostanie moją słodką tajemnicą- powiedział. Dziewczyna zauważyła, że chłopak założył swoją najlepszą koszulę. Z pewnością ta chwila była dla niego ważna. Istniały rokujące szanse, na ocieplenie ich relacji.
- Wiesz może, kiedy Harry opuści skrzydło szpitalne?- zadała pytanie Gryfonka. Zanim zdarzył się ten incydent z Draconem, postanowiła ponownie sprawdzić stan przyjaciela, ale nie miała na to sił.
- Prawdopodobnie pojutrze. Nadal zastanawiam się, gdzie znikał w wakacje. Chyba było to coś ważnego, skoro się tak przepracował- Hermiona przytaknęła. Gdy Harry przywyknie już do lekcji i obowiązków, szczerze z nim porozmawia.- Miona, mam wrażenie, że coś jest nie tak? Płakałaś?
Tego pytania obawiała się najbardziej. Niby teraz opowie mu o wszystkim, on pobije się z Malfoy'em, a w końcu okaże się, że Ron jest tym gorszym. Granger zaczęła intensywnie myśleć. Jej zakłopotanie sięgnęło zenitu. Troll z jakiegoś przedmiotu odpada. Cokolwiek związanego z nauką, mogła wykluczyć. W końcu postanowiła wykorzystać niską inteligencję chłopaka.
- Wypróbowywałam nowe pudry, tusze, szminki i takie tam. Zaczęłam zmywać makijaż, gdy przyszedłeś- odparła. Było to najgłupsze kłamstwo. Ona i takie kosmetyki? Prędzej Pansy założyła by coś z lumpeksu, niż ona zrobiła by sobie drapieżny makijaż. Stawiała tylko na takie kosmetyki i na taki ich dobór, aby nie były zbyt widoczne.
- To w sumie wszystko tłumaczy- rzekł Weasley. Gryfonka odetchnęła z ulgą. Nie spodziewała się, że Ronald uwierzy w to.
- Poszłabym na spacer po błoniach- powiedziała dziewczyna, chcąc odetchnąć i skorzystać z cudownej pogody.
- No to idziemy!- skierowali się w stronę drzwi.
/*/*/*
Narcyza zamarła. Była bardzo zakłopotana. Nie spodziewała się takiego zachowania syna. Popatrzyła się na męża. Ten był jednak bardzo spokojny. Nie widział nic zadziwiającego. Wiedział, że nastolatkom buzują hormony.
- Synu, proszę cię, abyś opanował nerwy.
Pomimo prośby Draco zacisnął mocniej pięści. Spiorunował wzrokiem swoich rodzicieli.
- Dlaczego nic nie wiedziałem o tym, że jesteście w Hogwarcie?- zapytał nerwowo. Narcyza ułożyła usta w cienką kreskę.
- McGonagall nas poprosiła. Jest stara. Sam Merlin wie, kiedy umrze. Wolę być tutaj niż tkwić nieustannie w Ministerstwie Magii. Twoja matka nie chciała być w domu przez cały czas. Ot cała prawda- powiedział Lucjusz. Ślizgona nie usatysfakcjonowała taka odpowiedź. Postanowił jednak nie drążyć tego tematu, bo nic więcej się nie dowie. Ojciec był uparty jak osioł. Jeśli postanowił, że powie tylko tyle, to tak ma być.
- Skąd ta nagła miłość do mugoli i mugolaków?- zapytał. Postanowił, że ta odpowiedź musi być wyczerpująca.- Matko, co ty chcesz od tej Granger?
- Teraz, gdy Voldemorta już nie ma, postanowiliśmy przejść na dobrą stronę. Zaczęło się od tego dnia, którego Narcyza uratowała Harry'ego. Znasz już zresztą tą historię- chłopak pokiwał głową.- Teraz wszystko jest dla nas korzystniejsze. Jako, że jesteśmy teraz tutaj, musimy zdobyć przychylność i akceptację wszystkich uczniów. Nie możemy was dzielić na tych, których lubimy, albo na tych, którzy są czystej krwi. Tak nie może być.
Zapadła głucha cisza. Lucjusz zakończył swoją przemowę. Draco nadal uważał, że dziwnie się zachowywali, ale jednak te kilka zdań okazało się być w miarę przekonujące. Pomyślał, że gdyby on był dyrektorem Hogwartu, zapewne zrobiłby to samo. W końcu gdy cisza stała się przytłaczająca, Narcyza zabrała głos.
- Hermiona jest bardzo zdolna i mądra- zaczęła niepewnie.- Chciałabym zadbać o jej wykształcenie.
- Nie owijaj w bawełnę!- warknął Draco. Po minie matki, wszystkiego można by się spodziewać. Nawet zaczął układać sobie w głowie najgorsze scenariusze. Jedyna kobieta w tym pomieszczeniu wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić:
- Jean Granger, matka Hermiony, jest siostrą Virgini Zabini, matki Blaise'a.
Chłopak się zakrztusił. ,,O cholera! To nie jest możliwe'' pomyślał. Bez słowa opuścił salon. Wiedział, że w każdej chwili może wybuchnąć. Miał nadzieję, że spotka jakiegoś pierwszorocznego i skopie mu tyłek. Może to by go uspokiło. Postanowił iść nad staw na błoniach. Na początku szedł powoli, jednak z każdym przebytym metrem zaczął biec. Granger jest kuzynką Blaise'a. Nie wierzył w to. Myślał, że matka wymyśliła całą historyjkę na poczekaniu. Gdy dotarł do wody, zdjął jedynie szatę i buty. Miał na sobie czarne spodnie i białą koszulę. Skoczył do wody. Kochał pływać. Mógł wtedy spokojnie poukładać sobie wszystko. Uwielbiał to tak samo, jak latanie na miotle. Pływanie było dla niego najlepszą formą relaksu. Najpierw zaczął szybko pływać naokoło stawu. W końcu zatrzymał się na środku i zanurzył się pod wodę. W wakacje często urządzał sobie z Zabinim zawody, kto dłużej wytrzyma pod wodą. Tym razem jednak przez dłuższy czas nie wynurzał się...
/*/*/*
Ginny właśnie wychodziła z biblioteki. Profesor Snape zdążył już zadać im okropnie wyczerpujące wypracowanie. Eliksiry były jej piętą Achillesową. W wakacje umówiła się z Hermioną, że w soboty popołudniu, będą się spotykać, a przyjaciółka wtedy pomoże jej z materiałem. Granger z chęcią przyjęła taką propozycję. Mogła sobie wtedy poprzypominać ważne rzeczy. Szatynka obiecała jej również pomoc w przygotowaniu do SUM-ów. Rudowłosej było to na rękę. Nie zależało jej na wynikach. Pomimo, że dopiero była w piątej klasie, miała już plany. Wiązała przyszłość z Quidditch'em. Gdy dziewczyna skręcała, trafiła na Ernie'go Macmillana.
- Cześć- burknęła prawie tak samo jak 1 września w ekspresie. Nie potrafiła zamaskować faktu, iż chłopak bardzo jej się spodobał. Gdy nie była z Harry'm, czuła się jak wolny ptak - bynajmniej tak mówiła Hermionie. Bała się upokorzenia. Jej ciało przeszły dreszcze.
- Hej! Wiesz, że właśnie cię szukałem?- uśmiechnął się nonszalancko, na co Ginewra zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Zaczęła się zastanawiać, czego on od niej chce. Wykluczyła pomoc w lekcjach, bo Ernie jest rok starszy. Zapadła cisza, przerywana piskami pierwszorocznych na korytarzu. Dziewczyna strasznie się zmieszała. Wlepiła wzrok w podłogę i utworzyła cienką kreskę na ustach. Chłopak to zauważył i uśmiechnął się. Chciał być takim Malfoy'em albo Zabinim. Był ciekawy jak to jest zmieniać dziewczyny jak rękawiczki. Najpierw postanowił zacząć od Weasley'ówny. Miał co do niej inne plany...
- Muszę pilnie iść do Pokoju Wspólnego Gryffindoru- skłamała. Macmillan podszedł bliżej.
- Nie ma problemu. Mogę mówić, odprowadzając cię- zaproponował, po czym ruszyli. Dla rudowłosej każda sekunda była wiecznością. Chciała już znaleźć się w swoim dormitorium i zaszyć się pod kołderką.
- Wkrótce odbędzie się impreza Haloween'owa. Nie chciałabyś się ze mną tam udać?
Wiewiórce opadła szczęka. To było niemożliwe, aby on poszedł z nią na imprezę! Myślała, że za chwilę obudzi się z tego snu.
- Yyy....Ok- rzuciła szybko i uciekła.
/*/*/*
- Nie sądzisz, że on teraz wie za dużo?- zapytała Narcyza. Lucjusz podrapał się po głowie. Udawał, że wszystkim się przejmował, choć wcale tak nie było. Co ona myślała? Draco już się dowiedział. Niedługo dowie się Granger, a po niej Blaise. Niedługo cały Hogwart będzie wiedział.
- Hermiona też będzie musiała się wcześniej, czy później dowiedzieć- odparł.Kobieta musiała się z nim zgodzić. Tylko ona wiedziała o siostrze Virginii.
Gdy Draco obchodził swoje piąte urodziny, Virginia Zabini i Blaise udali się do Malfoy Manor na obiad. Był to najzwyklejszy czwartek. Lucjusza nie było w domu, gdyż pracował. Przyjęcie dla większej ilości osób, miało odbyć się w sobotę. Gdy przekroczyli bramę rezydencji, mały Draco wybiegł da nich i przybił piątkę przyjacielowi. Po zjedzonym obiedzie, chłopcy poszli na dwór, aby się pobawić, a ich matki zasiadły w salonie i zaczęły rozmawiać.
- Jak oni szybko rosną... Draco tak niedawno się urodził!- wzdychała Narcyza. Miała wrażenie, że wczoraj odbył się poród, ale minęło już pięć lat.
- Oj tak! Mój Blaise też taki duży! A Hermiona jaka piękna!- wyrwało się Virginii. Matka Dracona popatrzyła na nią pytająco. Była ciekawa, o kogo chodzi.
- Ups! Nie powinnam mówić... - spuściła wzrok. Nie zdążyła ugryźć się w język.- Pewnie teraz chcesz poznać tą historię, prawda?
Narcyza pokręciła głową. Nie spodziewała się żadnych ogromnych wyznań. Pewnie to tylko jakaś córka koleżanki.
- Nie jestem jedynaczką, tak jak myślałaś. Mam siostrę, a mianowicie Jean. Jest mugolką. Najpierw urodziłam się ja. Moim ojcem był jakiś czystokrwisty czarodziej, który zmarł po moich narodzinach. Cztery lata później urodziła się Jean. Z kolei jej ojcem był mugol. Gdy Jean nie dostała listu z Hogwartu, zdziwiłyśmy się. Musiał zajść jakiś bardzo poważny błąd. Ona się nie przejęła. Nie obchodziło ją to, że będzie uczyła się ,,w jakimś Hegwardzie, czy jakimś innym Hogwarcie''. Matka odesłała ją do ojca. Ja jednak utrzymuję z nią stały kontakt. We wrześniu, jej córka, Hermiona skończy pięć lat. Bynajmniej jej życie układa się tak, jak trzeba...
/*/*/*
Była wyśmienita pogoda. Świeciło słońce i było bardzo ciepło. Ptaki delikatnie śpiewały, a po wczorajszym wietrze nie było śladu. Hermiona zdziwiła się, że na błoniach nie ma żadnych uczniów. Nie sądziła, że wraz z pierwszym tygodniem szkoły, zaczną się uczyć. Ogarnęła ją cudowna błogość. Dawno nie czuła się tak dobrze. Ronald z kolei był z siebie dumny. Udało mu się ją przeprosić. Jednakże wszystkie jego myśli krążyły wokół Katie Bell. Wiedział, że ją kocha. To nie było to samo co z Lavender Brown. Tym razem była ta szczera i prawdziwa miłość. Hermionie zrobiło się na tyle gorąco, że zdjęła sweterek.
- Piękny dzień!- zauważył Ron.
- Tego było mi trzeba!- uśmiechnęła się dziewczyna. Zapomniała o sprawie z Malfoy'em. Jedynie myślała o odpoczynku. Chciała, żeby ta chwila trwała przez wieki. Niestety Ron przerwał jej ekscytację naturą.
- Hermiona... Tam się chyba ktoś topi...- powiedział Weasley. Szybko pobiegli w stronę zbiornika wodnego. Granger od razu rozpoznała włosy jej dręczyciela.
- Malfoy...- szepnęła - Trzeba go szybko przenieść do skrzydła szpitalnego!
- Żartujesz chyba?! Ta tleniona fretka...- nie dokończył, bo Gryfonka spiorunowała go wzrokiem. Może to i był Malfoy, ale sumienie nie pozwoliłoby jej później żyć. Nie będzie patrzyła na śmierć nawet największego wroga! Pomoże mu, ale nie za darmo. Będzie ją musiał przeprosić za wszystko. Przecież niecodziennie ratuje się największego wroga! Oszołomienie i smutek na przemian ją uderzały. Wyjęli nieprzytomnego z wody i udali się prędko do skrzydła szpitalnego.
/*/*/*
Hejka, hej, hejloł xd
Tak oto Druella ukończyła pisanie tegoż rozdziału ♥
Nieźle pomieszałam ;)
W końcu kończy się to pierwsze półrocze. Średnia 5.20. Oł jea! Chwalcie się swoimi wynikami :)\
Na ferie planuję napisanie pierwszej miniaturki. Zarys w głowie już mam, ale trzeba jeszcze odrobinę pogłówkować.
Pozdrawiam^^