poniedziałek, 8 lutego 2016

Tajemnicza paczka

                             




- Hermiona! Co to ma być?! - krzyknął Draco. Właśnie odebrał paczkę od kuriera. Mężczyzna nie był zwolennikiem takiej formy zakupów. Gdy jego żona pierwszy raz złożyła zamówienie, nakrzyczał na kuriera, a ten uciekł.

- Nareszcie! Tak długo czekałam! - ujrzawszy paczkę, podbiegła do Draco i zaczęła ją szybko otwierać. Po kilku minutach szarpaniny z kartonem, zobaczyli nieposkładane deski i śrubki. Draco patrzył się ze zdziwieniem na zachwyt Hermiony.

- Dlaczego, na Merlina, ty masz taki wspaniały humor?! Przecież to stera drzewa, która nam się do niczego nie przyda!

- Jest nam potrzebne łóżeczko dla naszego dziecka. Jestem w ciąży.


*************
Cześć! Ten drabble jest dzieckiem przypadku xD
Naszła mnie ochota na napisanie drabble'a, no to piszę. Gdy skończyłam, patrzę ile jest słów.
Bam! Równo 100 słów. Może jednak to nie jest takie trudne :)
Pozdrawiam ^^

czwartek, 4 lutego 2016

Rozdział 4

http://38.media.tumblr.com/tumblr_m3jj32nFeE1qb1uce.gif




Z ogromnym trudem otworzył oczy. Na początku nic nie widział, bo przytłoczyła go jasność. Nie potrafił rozróżnić, czy jeszcze żyje, czy już umarł. W końcu ujrzał niewyraźne twarze Astorii i Blaise'a. Zabini był jego najlepszym przyjacielem. Z kolei Greengrass była jego dobrą kumpelą. Nie lubił jej tak, jak Blaise'a, ale była dla niego ważna. Gdy z jego wzrokiem było wszystko w porządku, do jego uszu dobiegł pisk Parkinson.

- Draco! Jak ja się bałam o ciebie... - chciała rzucić mu się na szyję, lecz w ostatniej chwili Lucjusz ją powstrzymał. Pojawił się ni stąd ni zowąd. Blondyn zakasłał. Nie czuł się najlepiej. Bolało go gardło. Nagle jego umysł rozjaśniło. Poszedł do rodziców, dowiedział się tej strasznej prawdy, poszedł nad wodę. Zaczął pływać. Wtedy urwał mu się film. Więcej nic nie pamiętał. Kilka chwil z jego życia, było zakryte.

- Wyjdźcie wszyscy! - powiedział Lucjusz. Te słowa wypłynęły z jego ust, tak złowieszczo, że nawet Pansy odeszła. Pewność siebie przegrała. Przecież musiała być posłuszna dla ,,przyszłego teścia". Kiedy uczniowie poszli sobie, Malfoy przysiadł obok syna. Był bardzo zakłopotany. Nie wierzył, że Draco to zrobił. Chciał popełnić samobójstwo? To do niego nie podobne. Przez kilka ostatnich godzin, kiedy Draco już trafił do skrzydła szpitalnego, zastanawiał się, jak zacząć to rozmowę. Wściekłość nie wchodziła w grę.

- Draco, dlaczego to nam zrobiłeś? - zapytał spokojnym tonem. Ślizgon spojrzał na niego zdziwiony.

- A niby co takiego? - Lucjusz przewrócił oczami. Nie dowierzał, że teraz syn będzie zgrywał obrażonego i niedostępnego. Z kolei chłopak nie wiedział o co chodzi ojcu. Poszedł sobie popływać i tyle. A co tyle hałasu?

- Dlaczego chciałeś się zabić? - to pytanie uderzyło Draco.

- Poszedłem tylko popływać! - cedził każde słowo. Poczuł się niezwykle oburzony. Co on mu chce wmówić?!

-  Panna Granger i pan Weasley cię uratowali. Gdyby nie oni, nie żyłbyś już. Na koniec mam jeszcze jedną prośbę, a mianowicie nie rób tego więcej - powiedział i odszedł.

Gdy Draco stracił go z wzroku, zamknął oczy. Nie, nie i jeszcze raz nie! Każdy mógł go uratować, ale nie szlama i zdrajca krwi! Co ojcu odwaliło z próbą samobójczą?! To przecież jakiś przypadek! Musiało się coś wydarzyć i dlatego stracił przytomność. Może był za bardzo zdenerwowany. Być może zachłysnął się wodą. Kiedy już wypije wszystkie mikstury od pani Pomfrey, zapyta się jej dokładnie co się stało. Przekręcił się z trudem na bok i zasnął.



/*/*/*



- To było bardzo piękne z waszej strony! - zachwycała się Luna.

Wraz z Ron'em i Hermioną siedzieli w Pokoju Wspólnym Prefektów Naczelnych. Weasley był czerwony na całej twarzy. Jego wściekłość sięgnęła zenitu. Po co ratować tlenioną fretkę?! Nie mógł pojąć, dlaczego Granger to zrobiła. Przez tyle lat ten głupi Ślizgon ich obrażał i szydził z nich. Do tego był śmierciożercą. Nie mieściło mu to się w głowie. Hermiona miała mieszane uczucia. Niby mogła być dumna, bo uratowała człowieka. Z drugiej strony, on ją obrażał. Wróg jest wrogiem, ale gdyby nic nie zrobili, miała by człowieka na sumieniu. Nie wiedziała już co myśleć. Panna Lovegood była dumna z Gryfonów. W końcu nie codziennie ratuje się ludzi. Może był to Malfoy, ale jednak był człowiekiem. Ich rozmowa się nie kleiła. Każdy był pogrążony w swoich myślach. Do zadumanych uszu uczniów, dobiegło stukanie w okno. Była to sowa.

- Ja pójdę - odparła Hermiona. Wstała i wyruszyła w stronę okna. Chwyciła list. Jej oczom ukazał się herb Malfoy'ów.

- Będzie ciekawie - pomyślała, otwierając kopertę. 



Panno Granger!

Przepraszam za kłopotanie pani o dość późnej porze, ale chciałabym pani podziękować za uratowanie mojego syna. Gryffindor otrzymuje 100 punktów. 

Chciałabym aby przyszła pani jutro o 18.00 do sali OPCM. Omówimy nasze spotkania i poinformuję panią dokładniej o zabawie Haloween'owej. Chcę również, abyście jutro ogłosili wszystkim o tym przedsięwzięciu.

Dobrej nocy życzę.

Narcyza Malfoy



Hermiona rzuciła okiem na zegar. Była już 22.00.

- Lecę już - powiedziała, zbliżając się do drzwi swojego pokoju.

- Od kogo ten list? - zapytał Ron. Ciekawość była jego słabą stroną. Musiał wszystko wiedzieć. Nie obchodziło go, czy są to prywatne sprawy Hermiony, czy też korespondencja z rodziną. Koniecznie musiał wiedzieć i tyle.

- Nie ważne - odparła Hermiona. Nie miała ochoty na opowiadanie wszystkiego Ronaldowi. Wkroczyła do swojej sypialni. Gdy zniknęła, Weasley zrobił się czerwony jak burak i również opuścił pomieszczenie, pozostawiając Lunę w samotności.




/*/*/*



Następny dzień minął Hermionie na nauce. Wstała, założyła luźny strój, udała się na śniadanie, poszła na lekcje. Gdy około 16.00, odrobiła już wszystko i przygotowała się na następny dzień, ktoś zapukał. Otwierając drzwi, ujrzała Harry'ego. Ucieszyła się na widok Wybrańca. Wczoraj miała w końcu go odwiedzić, ale wypadek z Malfoy'em, uniemożliwił jej to.

- Cześć! Już wróciłeś? - przywitała Potter'a. Chłopak uśmiechnął się. Szczęście go rozpierało. Myślał, że już nie wytrzyma. Nuda mu doskwierała. Dodatkowo pani Pomfrey szprycowała go różnymi wynalazkami i eliksirami.

- Wróciłem z tej męczarni. Chciałem zapytać co się działo gdy mnie nie było - usiadł na fotelu. Zaczął rozglądać się uważnie po pokoju.

- Nic specjalnego. Dzisiaj ogłaszaliśmy o imprezie Haloween'owej, organizowanej przez panią Narcyzę. Co ty na to? - odparła. Cieszyła się, że nareszcie Harry wrócił do normalności.

- Wspaniale! Z kim idziesz? - zapytał. Był nieźle zahipnotyzowany pokojem, który mu się spodobał.

- Jeszcze nie wiem - odparła. Usiadła po turecku na łóżku. Pomyślała, że musi zapytać przyjaciela o wakacje. Ta sprawa ją męczyła. Już miała się odezwać, lecz Harry jej przeszkodził.

- Moglibyśmy iść razem - rzucił. Hermiona uśmiechnęła się delikatnie i zgodziła się.

- Harry, jedna sprawa bardzo mnie męczy... - powiedziała po chwili z trudem. - Dokąd znikałeś w wakacje?

Wybrańcem wstrząsnęło. Nie teraz, tylko nie teraz! Nie mógł teraz jej powiedzieć. To bardzo dziwna sprawa. Dowie się w swoim czasie.

- To nic takiego. Kiedyś ci opowiem - rzekł z niechęcią. Dziewczyna nie miała siły drążyć dalej tego tematu.



/*/*/*



Draco już nie spał. Myślał o wszystkim. Nie wierzył, że to właśnie oni go uratowali. Wiedział, że na sto procent ich nie przeprosi. Jeszcze by tego brakowało. Tak czy inaczej, skopie tyłek Weasley'owi. Przecież może. Jego przemyślenia przerwał Blaise. Ślizgon wszedł do Skrzydła Szpitalnego.

- Jak się czujesz? - zapytał i usiadł na taborecie obok łóżka młodego Malfoy'a.

- Do dupy ze mną. Ojciec sobie ubzdurał, że chciałem samobójstwo popełnić.

- Wiem. Była tutaj ta baba z Proroka Codziennego. Twój tatulek powiedział, że masz zatrucie jakieś - powiedział. - Ale ty tak na serio z tym samobójstwem?

- Zabini! Pogięło cię?! - poprawił się na łóżku.

- Wrzuć na luz stary!

- Wal się! - burknął Malfoy.

- Nie widziałeś Parkinson?

- Uhuhu! Draco nie wiedziałem, że jednak ją miłujesz! - powiedział w iście romantycznym stylu. Lubił takie żarty, które wyprowadzały z równowagi przyjaciela.

- Mhm. Dzisiaj idę z nią na randkę, jutro się oświadczę, pojutrze weźmiemy ślub i zamieszkamy na Hawajach - zakpił. Nagle wybuchł niepohamowany śmiech Zabini'ego.

- Boję się, że tu przylezie - powiedział z trudem, powstrzymując się od śmiechu.

- Ta, jasne! Wierzę w twoje słowa, tak samo jak w to, że kiedyś przefarbujesz się na rudo.

- Skończ już. Astoria gdzie?

- Dynia poszła lekcje robić, ale tak szczerze, to nie wierzę, że naraz zrobi się mądrzejsza od Granger.

            - Nie wspominaj już mi o niej, bo zaraz żygnę na ciebie!




/*/*/*



Wybiła 18.00. Hermiona niecierpliwie czekała pod klasą. Nie chciała na razie sama tam wchodzić. Nie dlatego, że się bała. Postanowiła poczekać na panią Malfoy. Stwierdziła, że mogłoby to być z deka nieuprzejme. W końcu zza jednego z korytarzy wyszła Narcyza. Promienny uśmiech nie znikał z jej twarzy. Niesforna grzywka opadała na jej twarz. Podeszła do Gryfonki.

- Dlaczego nie weszłaś? - zapytała.

- Chciałam na panią poczekać.

- Miło z twojej strony - otworzyła drzwi i weszła do pustej sali. Usiadła przy biurku, a pannie Granger wskazała krzesło obok. Dziewczyna poczuła się lekko skrępowana. Pamiętała, że Harry miał lekcje z samym Dumbledore'm. Czuła się dziwnie. Z jednej strony to znana arystokratka, żona samego Lucjusza Malfoy'a. Z drugiej strony, to również matka Draco. Gryfonka już widziała, jaki zły będzie Ślizgon. Nie chciała jednak o tym myśleć. Postanowiła skupić się na obecnej chwili. Gdy Narcyza wyjęła wszystko co potrzebne z torebki, zwróciła się do Hermiony:

- Dzisiaj darujemy sobie naukę. Przygotowałam jedynie materiały, których sama się nauczysz - podała dziewczynie dwie książki i jakieś stare notatki. 

- Dziękuję - odparła Gryfonka i schowała wszystko do torby. Nie było źle. Przecież dziewczyna jeszcze oddycha i żyje.

- Przejdźmy do konkretów. Chcę, aby zabawa Haloween'owa była niepowtarzalna. Każdy niech się przebierze, ale tak, by nikt go nie poznał. Co o tym sądzisz?

- Może to całkiem fajnie wyjść - uśmiechnęła się.

- Zagrać ma szkolny zespół muzyczny z Durmstrangu. Jedzenie załatwią skrzaty. Jeśli chodzi o wystrój, to nie ma się czym martwić, bo została gromada czasu. Chciałabym, aby Prefekci Naczelni zrobili plakaty informujące o całym przedsięwzięciu. Za chwilkę poszukam tej mojej rozpiski... - zaczęła grzebać w czarnym kuferku. - Mam!

Podała karteczkę Hermionie. Dziewczyna musiała przyznać, że pani Malfoy ma bardzo ładne i staranne pismo. Zauważyła to już w liście.

Reszta spotkania przebiegła na obmyślaniu pomysłów. Gryfonka wykazała się ogromną kreatywnością. Czuła, że ta impreza będzie jedną z najlepszych.




/*/*/*




Późnym wieczorem, Ginny Weasley postanowiła iść na błonia. Dwa lata temu odnalazła małą jaskinię, w której mogłoby znaleźć się, co najwyżej pięć osób. Od tamtego dnia przychodziła tam, gdy miała trudniejszy dzień, bądź jej współlokatorki nie dawały jej spokoju. Teraz w jej głowie siedział Ernie. Sama już nie wiedziała co do niego czuje. Odreagowała już po związku z Harry'm, a tu naraz ten Puchon. Przystojny Puchon. Gdy podeszła już do swojej kryjówki, światło księżyca ukazało jej postać siedzącą przy ścianie.

- Kim jesteś? - zapytała bardzo nieśmiało. Dziewczyna bardzo się przestraszyła. Jej ręce pokrył pot, a po plecach niespodziewanie przeszły ciarki. Pomimo dość ciepłego wieczora, zrobiło jej się zimno. Chciała nawet uciekać, ale zgrabne nóżki jej na to nie pozwoliły.

- To ja - usłyszała męski głos. Bez wahania uznała, że to właśnie Ernie. Dlaczego to zawsze na niego wpada? To jakieś przeznaczenie. Rudowłosą sparaliżowało.

- Przysiądź się - zaprosił ją. Na początku stała jak wryta, jednak po chwili usiadła w bezpiecznej odległości.

- Jak znalazłeś to miejsce? - zapytała z nutą strachu w głosie. Przełknęła głośno ślinę.

- Dzisiaj goniłem jakiegoś niesfornego pierwszaka i jestem - uśmiechnął się. - Dlaczego uciekłaś, gdy poprosiłem cię, abyś poszła ze mną na imprezę?

To pytanie uderzyło w Wiewiórkę, jak grom z jasnego nieba. Macmillan był bardzo spokojny i wyluzowany. Odczuł jednak spięcie ze strony Gryfonki. 

- Nie wiem - odparła. Chłopak przysunął się bliżej. Poczuła jego zapach i bliskość. Pachniał zniewalająco. Poczuła motylki w brzuchu. Nigdy nie doświadczyła tego przy Harry'm. Nie potrafiła dłużej wytrzymać. Uległa.

- Ja już od dawna się w tobie kochałam. Bardzo mi się podobasz - spuściła wzrok. Utkwiła go w jakimś kamieniu. Cisza stała się bardzo przytłaczająca. Słychać było jedynie przyśpieszony oddech Weasley'ówny i spokojny oddech Puchona.

- To tak samo jak ja... - odparł i przytulił roztrzęsioną Gryfonkę.



/*/*/*



Czas szybko mijał. Hermiona spędzała całe dnie na nauce. Ron chodził znerwicowany i nawet jego najnowsza dziewczyna nie potrafiła go uspokoić. Harry wrócił do normalności. Pomimo upalnych dni, nikomu nie chciało się wyjść na dwór. Wszyscy przebywali w swoich dormitoriach. Granger świetnie pełniła obowiązki Prefekta Naczelnego. Plakaty były ładne i estetycznie wykonane. Zajęcia z panią Narcyzą okazały się ciekawe i owocne. Dziewczyna pogłębiała swoją wiedzę. Gryfonka siedziała samotnie w salonie. Czytała najnowszą książkę, którą dostała od pani Malfoy. Bardzo polubiła tą kobietę. Okazała się być bardzo uprzejma. Była zupełnie innym człowiekiem niż jej syn, który właśnie wszedł do pokoju. Minęły już dwa dni odkąd opuścił skrzydło szpitalne. Do tej pory nawet nie odezwał się słowem do Hermiony, a tym bardziej do Weasley'a. Tak też było tym razem. Wszedł do salonu i poszedł do swojej sypialni. Granger nie myślała o przeprosinach. Uratowała go i tyle. Nie myślała w ogóle o całej sytuacji. Prawie wszystko wróciło do normy. 

Dni mijały nie ubłagalnie szybko. Okazało się, że połowa września już za uczniami. Pogoda była przyjemna. Nie było za gorąco, ale też nie za zimno. Dużo czasu spędzano na błoniach. Snape okazał się być bardziej upierdliwy niż kiedykolwiek. Za tym ciągnie się również wiele śmiesznych sytuacji na lekcjach.

Gdy pewnego dnia, Pansy przyszła na Eliksiry w wysokich szpilkach, bardzo wytapetowaną twarzą i długimi paznokciami pokrytymi srebrnym lakierem, miarka się przebrała. Severus tak się wkurzył, że zrobił kartkówkę. Dla Hermiony była to rzecz jasna, bułka z masłem. Gdy Goyle, siedzący samotnie w ławce przy ścianie skończył pisać swoją pracę, jako jeden z ostatnich chciał ją odnieść. Chcąc się popisać, stanął na drugim z krzeseł. W jego małym móżdżku zaistniała myśl, żeby skoczyć i krzyknąć jakiś głupi tekst. Chwilę później wszyscy usłyszeli coś w stylu trzęsienia ziemi. Wyłożył się jak długi, z twarzą u stóp profesora Snape'a. Na następnych zajęciach poprosił owego Ślizgona do odpowiedzi. Zaczął pytać go o składniki potrzebne do uwarzenia różnych eliksirów. Po przytłaczającej ciszy, Snape się odezwał:

- Dobra, niech Goyle siądzie, bo ja zaraz zasnę, a jak zasnę, to będę strasznie chrapał.

Okazało się, że profesor McGonagall też ma poczucie humoru. Na piątkową lekcję transmutacji, pani Minerva zapowiedziała sprawdzian. Kiedy wszyscy weszli do klasy, zaczęli głośno rozmawiać.

- Bo wam zrobię zaraz kartkówkę! - krzyknęła pani profesor. - Nie ma to jak kartkówka na sprawdzianie. Ciekawe jakbyście sobie wtedy poradzili!




/*/*/*




Hermiona siedziała na fotelu w swoim pokoju. Czytała Szekspira, czyli jednego z jej ulubionych autorów. Czytanie przerwał jej dźwięk stukania do drzwi. Przyszła do niej Ginny. Gryfonka nadal zastanawiała się, skąd oni wszyscy wiedzą o haśle do Pokoju Wspólnego. Będzie musiała porozmawiać o tym z McGonagall. Ucieszyła się jednak z wizyty dziewczyny.

- Hej! - przywitała się rudowłosa. Granger od razu poznała, że nie wszystko było w porządku. Znała każde zachowanie przyjaciółki. Wiedziała kiedy była szczęśliwa, a kiedy coś ją męczyło.

- Cześć. Siadaj - pokazała dłonią na łóżko. Panna Weasley usadowiła się wygodnie. 

- Co u ciebie?

- Jakoś się żyje - Wiewiórka pokiwała głową.

- Ubierz jutro jakąś ładną sukienkę i przyjdź do Pokoju Życzeń. Będzie taka kameralna kolacja. Ty, ja, Ron i Harry, no i ewentualnie Luna. Co ty na to? - Hermiona uświadomiła sobie, że czas szybko biegł. Jutro są jej  urodziny. Cieszyła się, że w tym roku będzie bez żadnych głupich akcji i niespodzianek. Pomysł Ginny bardzo ją ucieszył.

- Wspaniale!

- Cieszę się, że się zgadzasz - wymusiła uśmiech.

- Ginny, co się dzieje? - zapytała poważnym tonem.

- Nic - odparła z trudem. Coś ją gnębiło, ale Granger jeszcze tego nie rozszyfrowała.

- Ginny! - podniosła głos.

- W pociągu na niego wpadłam, jak wychodziłam z biblioteki, również tak się stało. Kilka dni temu, na błoniach, w moim ulubionym miejscu, też był. Ja nie wiem...

- Czego nie wiesz?! W ogóle, to o kim ty mówisz?

- Ernie... - szepnęła.

- Macmillan? - Ginny pokiwała twierdząco głową. Hermiona przesiadła się na łóżko i usiadła obok niej.

- Kiedyś się w nim kochałam. Teraz nie wiem... - uroniła łzę.

- A czy on też coś do ciebie czuje?

- Chyba tak...

- Będzie dobrze. Wszystko się ułoży, zobaczysz...

- Pieprzysz...

- Ginny! - krzyknęła Hermiona. Była bardzo uczulona na wulgaryzmy i inne ,,brzydkie wyrażenia''.

- Sorry...

- Babo! Weź się w garść! Zarządzam, że ma się on pojawić na jutrzejszej kolacji! - chwyciła prędko poduszkę i zaczęła uderzać nią smutną Weasley'ównę.

- Co ty robisz? - pierwszy uśmiech zagościł na jej ustach. - Ej przestań!

Hermiona odpowiedziała jej szerokim uśmiechem. 


 /*/*/*/*/*/*
Cześć!
Rozdział nie taki jak sobie zaplanowałam. Chciałam, żeby był dłuższy, ale cóż.
Zmieniłam czcionkę na Arial. Chyba teraz ładniej wygląda.
Ja mam ferie, a gniję przed książkami ;(
Do końca ferii (14.02) powinna pojawić się miniaturka ,,Mugolski Film''.
Pozdrawiam i do zobaczenia pod miniaturką!
^^
Aveline Gross